Stanisław Wejman, Dariusz Vasina. Rozmowa
S.W. Porozmawiajmy chwilę o Twojej wystawie.
Co pokazujesz?
D.V. Trochę rysunków i akwafort.
S.W. Coś je łączy?
D.V. Niekoniecznie, choć jest tam kilka krótkich scen z powtarzającym się motywem,
sam zobaczysz.
S.W. Jakie było kryterium wyboru?
D.V. Sądzę, że rysunek i grafika dobrze się mają, gdy gadają razem.
S.W. Opowiadają historie?
D.V. Różne historie, jest ich sporo, trudno wszystkie pokazać.
S.W. Opowiedz jedną.
D.V. Tę o grobie Mozarta.
S.W. Właśnie.
14 -29 VI
D.V. Jest raczej melancholijna.
Odnalazłem przypadkiem swego czasu grób, właściwie rodzaj skromnego pomnika na jakimś
przedmieściu Wiednia, nie pamiętam już nazwy miejsca.
Prawdziwy grób Mozarta w ogóle nie istniej, o ile wiem. Wedle uznanych, choć niepewnych
przekazów, ciało jego wrzucono do masowego grobu w towarzystwo wielu anonimowych
nędzarzy, gdzie skutecznie zginęło z pola widzenia kronikarzy i historyków. Ten wątek chyba
wszyscy znają z filmu Formana.
S.W. Rozumiem, że dla Ciebie rzecz jest nie o muzyce Mozarta, ale bardziej o jego grobie, raczej,
jak mówisz - pomniku.
D.V. To przewrotny pomnik. Była tam kolumna ( pewnie znak jego związków masońskich) czuwający
nad wszystkim aniołek gaszący pochodnię. Ta niezwykle smutna sytuacja bardzo mnie
poruszyła, tak ją zapamiętałem i chciałem przenieść na obraz. Przez jakiś czas szkicowałem,
malowałem, zrobiłem akwafortę.
S.W. Ale w Twojej wizji brak tego „aniołka” - jest za to postać o spiczastych uszach i płaskiej twarzy,
raczej diaboliczna figura ze złych snów, zaś w grobie leży inna postać, wyglądająca na kobietę.
Co to znaczy?
D.V. Pomyśl sam.
S.V. Hm.
D.V. No tak. Złe sny, to prawie oczywistość, ale zło personifikowane nie jest jednoznaczne. Sięgnij do
książki Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata” (notabene mojej książki życia) - jest tam rodzaj
sygnału, że diabeł to ktoś taki, kto z założenia wysila się, by wyrządzać zło, w efekcie bywa, że
czyni dobro, choć równie niejednoznaczne.
S.W. To przewrotne. Czy jesteś artystą przewrotnym?
A może eksperymentujesz?
D.V. Nie eksperymentuję. Realizuję obrazy, które widzę i te, które mogę pomyśleć. Niewiele
przejmuję się metodą - tyle przewrotności zupełnie mi wystarcza.
S.W. Czyli zaspokajasz jedynie prostą potrzebę obrazowania, coś, jak potrzeba jedzenia i inne?
D.V. Trochę tak, ale nie tylko.
Interesują mnie bliskie związki dobra i zła, choć nie uważam się za moralistę. Na ogół pracuję
spontanicznie, stąd bierze się miła mi niedbałość, mimo że staram się czasem być dokładny,
raczej celny - ale to trudne i rzadko się udaje.
S.W. Wśród twoich prac widuję więcej płaskotwarzowych figur o spiczastych uszach. Czy to z tej
samej opowieści?
D.V. Z różnych. Niektóre z nich są zupełnie osobiste - chyba nie do opowiedzenia słowem. Ciekawe,
czy ktoś je odczyta z wystawy.
S.W. Zobaczymy.
P.S. Wszystko, co napisano, jest relacją z rozmowy, która naprawdę nigdy się nie odbyła, choć jej uczestnicy znają się już dobrych kilka lat i coś niecoś wiedzą o sobie.