Grafika prezentowana na dzisiejszej wystawie jest w znacznym stopniu kontynuacją wcześniejszej twórczości Stanisława Wejmana. Ciągłość tę zapewnia kilkadziesiąt niewielkich akwafort z lat 2003-2013. Mała forma graficzna bliska jest artyście od dawna, wcześniejsze prace prezentowaliśmy na wystawie przed dziesięciu laty pt. „Mniejsza czerwona suknia”.
Grafika prezentowana na dzisiejszej wystawie jest w znacznym stopniu kontynuacją wcześniejszej twórczości Stanisława Wejmana. Ciągłość tę zapewnia kilkadziesiąt niewielkich akwafort z lat 2003-2013. Mała forma graficzna bliska jest artyście od dawna, wcześniejsze prace prezentowaliśmy na wystawie przed dziesięciu laty pt. „Mniejsza czerwona suknia”. Kameralne i osobiste akwaforty związane z figuratywnym nurtem twórczości artysty kiedyś nazwałem „Hortus deliciarum” Stanisława Wejmana. Nadal postrzegam je w ten sposób, podobnie też nie zmienił się sposób obserwowania świata przez artystę. Wejman zaskakuje dosadnością widzenia rzeczywistości, umie nadawać indywidualnym przedstawieniom rys uogólniający. Bystrej obserwacji towarzyszy poetycka metafora i nieodłączne artyście poczucie humoru. To jego notatnik, mniej lub bardziej bezpośrednia reakcja na otoczenie, codzienne i zupełnie niecodzienne zdarzenia, których dostarcza życie i inspiracja naturą.
Do czerni i bieli małych form dzisiejszej wystawy dodaliśmy wytrawną kolorystykę i malarskie walory cyklu Dynia pokazanego po raz pierwszy w galerii w roku 2004 w 60- rocznicę urodzin artysty. Projektowany na tę wyjątkową okazję cykl okazał się nie tylko rocznicowym wydarzeniem . W następnych latach zdominował twórczość artysty i po dziś dzień zachwyca wielością rozwiązań formalnych, przy zachowaniu jedności artystycznej koncepcji. Dynie wyróżniają się nie tylko formą i kolorem, są bardziej systemową i zmierzającą ku abstrakcji odpowiedzią na rzeczywistość. Są też innym sposobem odmierzania upływającego czasu, co podkreślają kolejne numery-tytuły prac w cyklu. Owalny coraz bardziej wieloznaczny kształt wiązałem przed kilku laty z ludzka głową lub wykresem kuli ziemskiej. Dzisiaj te skojarzenia wydają się jeszcze bardziej aktualne, a pierwotna dynia poprzez bogactwo materii, zróżnicowanie fakturowe, subtelności barwy tworzy coraz bardziej rozbudowane narracje, które kilka lat temu trudno było przewidzieć. Wybujały rozrost Dyni to także szczególny „Hortus deliciarum”, a swoboda malarsko-rysunkowego gestu, łatwość przejścia choćby od geometrii do lirycznej abstrakcji świadczą o wszechstronnych możliwościach artysty. Jest to też podsumowanie doświadczeń Wejmana grafika –malarza. Podsumowanie , ale nie pożegnanie, bo „dynia” z wiekiem staje się coraz bardziej dojrzała i smakowita. Nie tylko dla konsumentów, ale i dla samego artysty, któremu uprawa ta , jak sam mówi, sprawia największą przyjemność i od której niechętnie się odrywa.
Dzisiejsza wystawa odsłania nie tylko pogodne i jasne aspekty twórczości i warsztatu Wejmana. Nie do końca chce też być postrzegany jako artysta doskonały. Dla swych fanów szykuje niespodziankę, coś z pracownianego zaplecza i artystycznej kuchni. Dokument , który wyciąga z szuflady nie był dotąd przeznaczony do oglądania. Dzisiejsza odsłona nie służy jednak epatowaniu prywatnością , lecz daje świadectwo fascynacji artysty warsztatem akwaforty, trudnym, pełnym wątpliwości procesem powstawania grafiki. Obok nieskazitelnych, pełnych blasku i urody Dyń na wystawie pojawia się więc kilka odbitek graficznych, do których Wejman obsesyjnie powraca od dłuższego już czasu. Pochodzą z lat 1990-2013 i są dla niego ważne. Nie przypadkowo od tych właśnie prac wzięła tytuł wystawa: „Sentymentalny plac budowy”. Patrząc na próbne odbitki domyślamy się, że chodzi o budowę obrazu graficznego, mozolny i pełen wątpliwości proces, którego nigdy nie ujawniały skończone w swej doskonałości Dynie, czy też precyzyjne małe formy graficzne. Ten cykl „odbitek stanowych” bardziej związany jest z wymazywaniem obrazu niż jego stwarzaniem. Jest to rzeczywiście plac budowy, choć mało sentymentalny, bo konstrukcji towarzyszy destrukcja, a Wejman bezceremonialnie zabiera to, co dopiero dał. Życiodajny eksperyment z matrycą graficzną, którą stosował wymiennie i której przybywało w Dyniach, w tym przypadku ujawnia już nie rozrost , ale skrajną redukcję, a determinacja artysty przypieczętowana jest dramatyczną pointą. Ostatni obraz w cyklu, który zdawał się być pogodzony z przedstawieniem został już usunięty z metalowej matrycy. Grafika obecna na wystawie, nie istniej już w pamięci matrycy.
Efemeryczność przedstawień, którą dokumentuje każda z odbitek tego poglądowego cyklu jest rewersem nieskrępowanej w swym rozwoju, żywiołowej witalności Dyni. W tytułowej sekwencji grafik Wejman dzieli się z nami nie tylko swym sukcesem, ale i zwątpieniem. Uświadamia jak kreacja obrazu bliska jest jego destrukcji. Pustka ( której oszczędziliśmy odbiorcy, bo tej grafiki nie ma na wystawie) jest jednak stanem zero zawierającym w sobie wszelkie potencjalne możliwości. Plac budowy nie zostanie więc zamknięty. Show must go on.
Jan Fejkiel, październik, 2013
Jerzy Olszewski, Pompano Beach, Fl.
08.01.2014
Jestem za Sezonowa Miloscia. Dobry jest Wiceadmiral, ale bardziej lubie "Obronce /Adwokata/" z 1970r.Pan Fejkiel pisze,ze Dynie sa
"Skonczone w swojej doskonalosci ". Niekoniecznie - pestki Dyni - choc niewidoczne w artystycznej ekspresji maja niezwykle wlasciwosci
antyrakowe i sa swietnym lekiem na dolegliwosci prostaty. Te wlasciwosci Dyni czynia dzielo Wejmana / takze w wymiarze poza artystycznym/
nieskonczone w swojej doskonalosci.
Serdecznie pozdrawiam, Jurek.